autor: Aleksandra Olszewska, absolwentka Architektury na London Metropolitan University, w trakcie kursu RIBA, przyszła studentka studiów magisterskich z Architektury
Osoby które przyjeżdżają do Londynu albo generalnie do Anglii, często są przerażone tym, że życie jest o wiele droższe i będą musiały prosić rodziców o dodatkowe fundusze. Owszem nie zaprzeczę, że życie przede wszystkim w Londynie jest dosyć drogie, a raczej jak planujesz tu studiować to trzeba mieć na uwadze to, że praca będzie częścią Twojego życia. Ale spokojnie! Ogólnie to polega na tym, że masz zajęcia 3 razy w tygodniu po 2-3 godziny i musisz być wtedy tam fizycznie, bo są to wykłady i sprawdzana jest obecność. Reszta czasu jaką poświęcisz na uniwersytecie jest kwestią indywidualną.
Ja skupię się na życiu w Londynie, jako że studiowałam architekturę na London Metropolitan University, a jak możecie sobie wyobrazić architektura pożera bardzo dużo czasu. Więc jak mówiłam miałam zajęcia 3 razy w tygodniu, a resztę czasu poświęcałam wtedy, kiedy tylko miałam wolną chwilę czyli przed pracą, po pracy albo, gdy miałam day off, czyli dzień wolny.
Moje studia zaczynały się we wrześniu 2015 roku, a ja tak właściwie przyjechałam do Anglii miesiąc przed rozpoczęciem studiów. Dałam sobie trochę mało czasu, żeby się zaklimatyzować, ale jak masz silną determinację to będziesz umiał wszystko tak jak ja. Tuż przed przyjazdem do Anglii napisałam sobie CV oraz cover letter i ogólnie nastawiłam swój „mindset” na to, że czas wyjechać i czas być silnym człowiekiem. Byłam bardzo nieśmiałą dziewczyną w czasie liceum. Jednak wierzyłam, że wyjazd i wyprowadzka z domu pomogą mi zdobyć dużą dozę pewności siebie i tak się stało – mówiąc już po prawie 5 latach mieszkania w Anglii.
Moje pierwsze dni w Anglii wyglądały następująco. Pierwsze co zrobiłam, to wyrobiłam sobie National Insurance Number (NIN), bo to jest numer, który jest potrzebny aby zostać takim legalnym pracownikiem w UK. Generalnie, musiałam najpierw zadzwonić do siedziby Jobcenter, aby umówić się na takie spotkanie, które zostało ustalone po kilku tygodniach, a po kolejnych kilku tygodniach dostałam ten National Insurance Number. Dzień po przyjeździe, także założyłam sobie konto w banku – wybrałam wtedy bank Lloyds, jako że był on wtedy bardzo polecany przez moich rówieśników i ludzi którzy przyjeżdżają do Anglii po raz pierwszy. Generalnie chodziło o to, że aby założyć sobie konto w tym banku musiałam mieć tylko dowód osobisty i adres zamieszkania w gdzieś w Anglii, który już miałam po przyjeździe, bo pokój znalazłam sobie będąc jeszcze w Polsce. Ugadałam się z taką polską dziewczyną, która też szła na studia na moim uniwersytecie.
Jak już załatwiłam te pierwsze formalności, które były podstawą do tego, aby zacząć pracę legalnie w Anglii, wybrałam się, że tak powiem w podróż po centrum Londynu. Uważałam, że jako osoba bez wcześniejszego doświadczenia zawodowego, którego nie zdobyłam w Polsce, najlepszym sposobem będzie właściwie fizyczne znalezienie pracy face-to-face rozdając swoje CV. Nie wierzyłam w aplikację online, które tylko są przewijane jedna za drugą a też nie chciałam wybierać agencji pracy, ponieważ wtedy zazwyczaj zarabia się mniej, jako że agencja pobiera część Twojej wypłaty (za to że Ci pomagają znaleźć pracę).
Tak naprawdę nie miałam takiego ciśnienia, żeby 24h na dobę chodzić i szukać pracy. Po prostu raz sobie zwiedzam nowe miejsca a czasami chodziłam z tym z CV do rożnych fajnie wyglądających miejsc (restauracji). Wierzyłam że coś się znajdzie niebawem! Generalnie po czterech dniach takiego chodzenia, natrafiłam na menadżera takiej indyjskiej restauracji zlokalizowanej na Baker Street. Zobaczył on w moim CV, że mam umiejętności takie jak grafika komputerowa, Photoshop itd. Pewnie tez uwierzył, że to, że nie mam wcześniejszego doświadczenia w CV nie znaczy, że jestem słaba. Ogólnie restauracje i takie sklepy w Anglii są uważane za miejsca pracy typowe dla studentów, ponieważ raczej wykształceni ludzie nie chcą w takich miejscach już pracować. A taki świeży człowiek, który przyjeżdża do Anglii po studia albo do pracy, jest uważany za osobę która jest pracowita i ma ambicje będzie się po prostu starała. I takie miałam szczęście, bo ten manager zobaczył we mnie ambicje oraz wcześniejszą dobra edukacje w kierunku artystycznym i grafiki (chodziłam 6 lat do szkoły plastycznej w Polsce i zrobiłam kilka dyplomów).
Podsumowując zdobyłam pracę w niecały tydzień mojego pobytu w UK. Owszem zarabiałam minimalną krajową, która wtedy była równa £6.70 na godzinę. Ale lepsze to niż nic. Warto wspomnieć, że kiedy zaczynasz pracę w restauracji to będziesz miał jeszcze dodatkowe płatności i wynagrodzenia jako że dostajesz tzw. Service Charge, czyli opłata za serwis w restauracji. W UK, zazwyczaj wynosi to 12,5% z całej ceny jaką ma zapłacić klient za samo jedzenie. Kiedy restauracja uzbiera ten tak zwany Service Charge w miesiącu, to dzieli go ze względu na ilość pracowników i częstą wynosi to nawet £150/ miesięcznie dodatkowo na jednego pracownika. Dodatkowo też dostajesz napiwki – zależy jak ładnie się uśmiechniesz do klienta. To też są spore sumy pieniężne, które czasami są indywidualne, a czasami musisz się też z tymi napiwkami podzielić z resztą teamu.
Zadeklarowałam się do pracy na part-time, a w 2015 roku było to maksymalnie 36 godzin na tydzień, więc tyle godzin pracowałam. Ta restauracja była otwarta od rana do późnego wieczora, ale jako studentka pracowałam głównie wieczorami, kiedy było najbardziej „busy”. Moje godziny pracy były od 17:30 do około 23:00. Zawsze pierwsze pół godziny w pracy odbywał się taki meeting, na którym nasz menadżer pouczał nas i omawiał wszystkie rezerwacje itd. Mieliśmy bardzo dużo imprez prywatnych, więc to też musiało być dobrze omówione na tym meetingu. W tej restauracji pracowałam około 7 miesięcy, ponieważ później restauracja została zamknięta.
Dzięki moim znajomościom, moją kolejną pracę znalazłam w przeciągu niecałych 2 tygodni, a to za sprawą mojej koleżanki, która też zaczęła pracę w tej restauracji. Właściwie restauracja była świeżo otwarta, a ja zaczęłam jakieś 2 tygodnie po jej oficjalnym otwarciu. Moja koleżanka poleciła mnie swojemu menadżerowi, który zaprosił mnie na interview, a potem dał odpowiedź. że chce mnie na dzień próbny, a po dniu próbnym powiedział mi, że mogę pracować! Restauracja była zlokalizowana niedaleko Baker Street właściwie kilka kroków dalej od mojej poprzedniej pracy. Za to była to bardzo wykwintna i wysoko osadzona rankingowo restauracja Skandynawska z kuchnią Europejską. Posiadała ona też bar taki typowo angielski z klimatem szwedzkim.
Zaczynając pracę w tej restauracji, przyjmowano głównie na full-time do pracy, dlatego też mi również zaproponowali taki kontrakt. Ja będąc na drugim roku, mogłam sobie pozwolić na więcej godzin – nie chciałam zaprzepaścić takiej okazji, bowiem restauracja była naprawdę świetnym miejscem do pracy. Pracowałam średnio po 40 godzin tygodniowo, ale były też takie tygodnie kiedy pracowałam po 50 godzin. Restauracja była otwarta od 11:00 do 23:00. Czasami robiłam double shift, ale zazwyczaj pracowałam wieczorami, czyli przychodziłam na 18:00. Byłam często odpowiedzialna za pomoc w eventach prywatnych, kiedy duża ilość ludzi ma jakiej spotkania, urodziny albo bankiety, gdzie musiałam obsługiwać tych ludzi oraz wykazywać się naprawdę wysoką kulturą. Było bardzo dużo znanych ludzi, także praca była naprawdę czasami wyczerpująca. A w dodatku też nie zawsze kończyłam o 23:00. Czasami rano dzień po dniu były też Eventy, na które też trzeba było przygotować całą salę. W dodatku musiałam w takich sytuacjach zostać czasami do 1:00 albo 2:00 w nocy i posprzątać po poprzednim wydarzeniu. Zarobki w tej pracy były dosyć dobre, ponieważ miałam płacone od godziny – £8.50. Dodatkowo mieliśmy bardzo duży Service Charge (jako że do obsługi wybraliśmy naprawdę wielu ludzi i wychodził duży procent Service Charge). Ponadto mieliśmy jeszcze napiwki, czasami na dzień wychodziło £50. Nie narzekałam na tą pracę, ponieważ miesięcznie zarabiałam tyle ile człowiek w biurze pracując, czyli od £1,200 – £2,000 / zależy ile godzin pracowała w danym miesiącu. Oczywiście podaję kwotę pieniężną która jest odliczona po podatku.
Kiedy poszłam na trzeci rok musiałam zrezygnować z tej pracy, ponieważ chciałam się skupić w pełni na moich studiach. Poza tym ta praca była też zlokalizowana w centrum a ja chciałam sobie znaleźć coś niedaleko mojego domu, czyli coś na północy Londynu. Koło mojego domu znajdowało się duże Shopping Center, gdzie pewnego dnia też wybrałam się ze swoim CV i postanowiłam zaaplikować między innymi do Topshop, H&M itd. Klasyczne sieciówki ubraniowe. Chciałam pracować bardziej w retailu.
Kiedy natrafiłam na H&M, zostałam od razu wywołana do office, gdzie odbył się mój interview. Po prostu zapytali się czy mogę od razu przyjść na to interview, bo akurat szukają ludzi, a ja akurat wręczyłam CV managerce nie będąc tego świadomą. Miałam po prostu szczęście! Menadżerka mnie zapytała, jaką jestem osobą, do czego dążę i takie tam różne rzeczy + potem wywołała mnie na sklep, z plakietką H & M i kazała mi spędzić tam 15 minut na tym, żeby trochę poukładać ubrania itd.
Tak się stało, że kolejnego dnia siedząc sobie w bibliotece na Uniwersytecie dostałam telefon od tej menadżerki, która zapytała kiedy mogę zacząć. Byłam w szoku że przez jeden dzień mogli podjąć już taką decyzję! Pracowałam 16 godzin tygodniowo – za co miałam dużo czasu na to, żeby spędzić swój czas na tym co najważniejsze, czyli na trzecim roku architektury. Jeżeli chodzi o finanse, to jak napisałam wcześniej – dużo pracowałam na pierwszym i drugim roku i miałam naprawdę spore oszczędności na moim Saver Account w banku. Byłam też dużo bardziej oszczędną osobą i znałam wartość pieniądza. W H & M już nie dostałam service charge ani napiwków, a zarabiałam £7,50 na godzinę. Jednakże ta praca mieściła się bardzo blisko mojego domu, więc nie spędzałam dodatkowego czasu na transport. Poznałam dużo dobrych ludzi, praca była bardzo przyjemna. Fajnie było spędzać czas z moimi rówieśnikami, którzy też studiowali na innych uniwersytetach.
Kiedy skończyłam uniwersytet, dalej kontynuowałam pracę w H & M, ale 3 miesiące później znalazłam już pracę w moim kierunku, czyli architekturze. Do dzisiaj to robię już ponad 7 miesięcy, tylko że w międzyczasie zmieniłam studio architektoniczne. Teraz pracuję jako asystent architekta, aby dostać doświadczenie potrzebne do aplikacji na magistra, czyli Architecture MA. Pracuję w full-time od 9:00 do 18:00 w centrum Londynu (mam standardowy lunch-break 1 godzinę). A zarobki są dosyć dobre jako, że już mam porządną pracę w biurze.